Poranek w ZOL-u zaczyna się zawsze tak samo. Ci, którzy mogą, mają siłę, siadają do wspólnego śniadania. Ci, którzy są w gorszej kondycji, jedzą w salach. Później jest czas na terapię zajęciową, czyli grupowe zajęcia – plastyczne, drobne robótki. Czasem są to po prostu śpiew czy rozmowy. Zaskakuje jedno – gość, który wchodzi, nie zderza się z charakterystycznym zapachem takich miejsc. Jeśli normalnie, prawie jak w domu. Wbrew temu, co się może wydawać, ZOL to nie miejsce, gdzie ludzie przychodzą, by doczekać swojego czasu.
Działają od dekady
Zakład Opiekuńczo Leczniczy z dwudziestoma łóżkami, powstał w 2013 roku. Jako jeden z nielicznych w kraju – w strukturach szpitala. Decyzja o utworzeniu go, była trochę jak równanie z kilkoma niewiadomymi. Najwięcej obaw było o zainteresowanie – czy będą chętni do korzystania, skoro pobyt wiąże się z odpłatnością. Codzienność szybko zweryfikowała niepewność.
- Oddział zapełnił się bardzo szybko – wspomina dalej Barbara Wojnar.
Początkowo placówka mieściła się w Starym Szpitalu. Jeszcze tego samego roku została przeniesiona do „szpitala na górce”, w miejsce dawnej onkologii. Długo tam nie osiadła, bo zapadła decyzja o gruntownym remoncie parteru budynku już stricte pod potrzeby zakładu. W 2015 roku nastąpiła kolejna przeprowadzka i kolejne zwiększenie liczby łóżek. Tym razem do 44.
- ZOL, choć nie jest oddziałem szpitalnym, to działa jak odział – dodaje.
Najczęściej trafiają tutaj pacjenci z oddziałów neurologii, kardiologii, geriatrii oraz intensywnej terapii. Po udarach, zatrzymaniu krążenia, wymagający karmienia pozajelitowego.
- Kontynuujemy leczenie, rehabilitację. Jeżeli pacjent uzyska pełną samodzielność, jest wypisywany do domu – wyjaśnia dalej.
Bo wbrew temu, co mogłoby się wydawać, zakład opiekuńczo-leczniczy nie jest miejscem, w którym chory ma tylko czekać na swój kres. Nie są rzadkie sytuacje, gdy pacjenta udaje się uwolnić od respiratora, innego, z wydawać by się mogło beznadzieją afazją, nauczyć na nowo mówić, czy postawić na nogi kogoś po głębokim udarze.
Olbrzymi przekrój wiekowy
Najmłodszy pacjent, który tutaj trafił miał 24 lata, najstarszy – 102. W ostatnim czasie liczba łóżek znów została zwiększona – z 44 do 60. Zakład mieści się teraz na dwóch poziomach.
- Mając do dyspozycji środki z Narodowego Funduszu zdrowia na inne oddziały i jednocześnie możliwość przesunięcia ich na ZOL, podjąłem taką decyzję, ze względu na demografię, która jest bezlitosna. Potrzeby w tym zakresie są duże i stale rosną – podkreśla Marian Świerz, dyrektor gorlickiego szpitala.
Mimo iż gorlicki szpital jest dobrze zaopatrzony jeśli chodzi o świadczenia w zakresie opieki długoterminowej, bo działają duże oddziały geriatrii, paliatywny, psychiatrię, każde wolne łóżko niemal natychmiast zostaje zajęte.
- Społeczeństwo się starzeje, młodzi opuszczają nasz region i coraz trudniej jest im opiekować się starszymi rodzicami czy dziadkami – dodaje dyrektor Świerz.
Namiastka normalności
Sześćdziesiąt łóżek to sporo, ale w porównaniu z innymi zakładami tego typu, nie jest to jakaś wyjątkowo dużo liczba. I to jest jego atut, bo pacjenci nie są jedynie „statystyką”, ale konkretną panią Zosią, Władzią czy panem Stanisławem.
- Przed wejściem mamy altanę, więc przy ładnej pogodzie pacjenci odpoczywają sobie w niej. Organizujemy wigilie wielkanocne śniadania, święto chleba i ziół – przywołuje Barbara Wojnar.
Bywa, że w tym niewielkim przecież, ale mimo wszystko wypełnionym chorobami świecie, nawiązują się głębokie przyjaźnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?