Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tutaj młodzi ludzie w przeszłości spadali ze schodów, wpadali do sztolni czy palili się. Oto inne oblicze bunkrów MRU

Dariusz Dutkiewicz
Dariusz Dutkiewicz
Zatrzymanie trójki mężczyzn zaginionych w bunkrach.
Zatrzymanie trójki mężczyzn zaginionych w bunkrach. Policja
Wydarzenia z ostatniej niedzieli (11 lipca) kolejny raz uświadamiają nam, że Międzyrzecki Rejon Umocniony to nie tylko atrakcja turystyczna, ale także - jeżeli ktoś znajdzie się tam, gdzie nie powinien - śmiertelne czasami zagrożenie.

Było niedzielne popołudnie (11 lipca), kiedy policja w Międzyrzeczu została zaalarmowana, że w bunkrach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego zaginęła trójka mieszkańców województwa kujawsko-pomorskiego. Mieszkanka Brodnicy zgłosiła, iż jej mąż wraz z kolegami wybrali się w podziemia bunkrów MRU. Na odchodnym mężczyzna powiedział jednak małżonce, że jeżeli nie odezwie się do określonej godziny, to znaczy, że najprawdopodobniej wpadł do studni w poniemieckich bunkrach. Kiedy wyznaczony przez Pomorzanina termin minął, a on nie dawał znaku życia, kobieta zaalarmowała policję.

Przeczytaj także:

Wpadli do szybu?!

- Jak wynikało ze zgłoszenia, mężczyźni wpadli do jednego z licznych i niebezpiecznych szybów - informuje sierżant sztabowy Mateusz Maksimczyk z międzyrzeckiej komendy policji. - Zadanie było trudne, bo MRU to system licznych, mrocznych i niebezpiecznych korytarzy o długości blisko 35 kilometrów.
Nie było wiadomo którym wejściem przybysze wdarli się do podziemi. Momentem przełomowym akcji było znalezienie samochodu pozostawionego przy jednym z wejść. To pozwoliło znacznie zawęzić obszar podziemnych poszukiwań. - Liczyła się każda minuta, bowiem nie było wiadomo czy nie doszło do tragedii – mówi M. Maksimczyk. – W końcu odnaleziono zaginionych mężczyzn, którzy błąkali się korytarzami, szukając wyjścia.
Na szczęście nie doszło do dramatu. Ale nie zawsze kończyło się tak szczęśliwie…

Polecamy:

Niebezpieczne sztolnie

Przez ostatnie lata w podziemiach zginęły 4 osoby. Pierwszą była Agnieszka, 15-letnia harcerka, która w 1987 r zwiedzała Pętlę Boruszyńską. W jednym z obiektów pośliznęła się i spadła kilkanaście metrów w dół szybu. Obiekt ten został nazwany imieniem „Agnieszka” , dla ocalenia od zapomnienia.
W listopadzie 1993r. Zginął w podobny sposób 14-letni Mateusz, harcerz z Gorzowa. Jego drużyna harcerska przyjechała na grupę warownej York niedaleko Nietoperka. Wymyślili zabawę – każdy z nich miał zejść i zostawić kartkę na dole w koszarach. Pierwszy schodził Mateusz. Nie miał przy sobie latarki! Po ciemku zszedł na dolną kondygnację poruszając się wzdłuż ścian. Pamięta tamte wydarzenia wybitny znawca bunkrów pan Janusz Klupsch. – Teren jest w zasadzie zabezpieczony, ale jest też kwadratowy otwór o rozmiarach metr na metr, a w nim sztolnia o głębokości 30 metrów – mówi J. Klupsch. – Harcerz właśnie tam wpadł.

Przeczytaj:

Śmierć w Sylwestra

Wstrząsające są wydarzenia z nocy sylwestrowej 1989-90. W koszarach grupy warownej Jahn między Boryszynem a Kaławą Sylwester spędzał chłopak o pseudonimie Gonzo. – Niestety, nie pamiętam nawet faktycznego imienia tego chłopaka – wspomina J. Klupsch. - Zasnął, ale pozostawił palącą się świeczkę od której zajęła się słoma na której spał. Łatwo sobie wyobrazić co się stało.
W 1991 r. do szybu wpadł inny młody człowiek o pseudonimie Duduś. Zginął na miejscu.
Doprawdy, trudno konkretnie ustalić liczbę ofiar, ponieważ ,,ewidencję’’ zaczęto prowadzić dopiero od drugiej połowy lat 80-tych. Po prostu od tego okresu głośno zaczęto mówić o wypadkach w podziemiach MRU. Wcześniej był to temat tabu.

Polecamy:

Wysadzili kraty

- Najczęstsze przyczyny wypadków to złe oświetlenie, nieprzygotowanie do zejścia w bunkry, na przykład nieodpowiednie, zbyt lekkie ubranie, obuwie, no i alkohol – wylicza dyrektor Muzeum Nietoperzy i Fortyfikacji w Pniewie Leszek Lisiecki. – Pamiętajmy, że nielegalne wejście w bunkry niesie za sobą wiele niebezpieczeństw.
A miłośnicy tych właśnie ,,dzikich’’ wejść potrafią zrobić naprawdę wiele, żeby tylko się do podziemi wedrzeć. – Solidnie zakratowaliśmy wejście do bunkra w Kęszycy, to taki bardzo niebezpieczny, wysadzony po wojnie obiekt – mówi J. Klupsch. – No i przybysze te kraty wysadzili, żeby tylko dostać się do podziemi. Innym razem przytargali z mojego pola ważące około dwustu kilogramów baloty złomy, żeby przy bunkrze urządzić sobie takie żniwne ognisko.

Polecamy:

Parking w rzepaku

Jak podkreśla posiadający w okolicach Pniewa pola o łącznym areale 500 ha J. Klupsch, generalnie miłośnicy penetracji podziemi MRU uciążliwi nie są, choć zdarzają się i takie sytuacje, kiedy np. na polu pod pobliskim bunkrem parkuje nawet 30 samochodów, a przyjezdni bawią się. – Ostatnio wjechali mi taką masą aut w uprawę rzepaku - twierdzi nasz rozmówca. – Wezwałem policję.
Innym razem po tym jak gospodarz zwrócił uwagę śpiącym w stogach młodym ludziom, to stogi spłonęły. Podobnie, jak stodoła którą nieproszeni goście zagospodarowali na legowisko. - Musieli zasnąć i wtedy wybuchł pożar, ale podpalenie to nie było, bowiem na górze pozostały buty tych śpiochów - wspomina rolnik. - W takim pośpiechu uciekali. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Za to wdzierając się do podziemi trzeba liczyć się z każdą ewentualnością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miedzyrzecz.naszemiasto.pl Nasze Miasto