Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O sztuce i odkrywaniu miasta, w którym się urodził, opowiada reżyser teatralny Bartek Wyszomirski

Sandra Soczewa
Sara Soczewa
Bartek Wyszomirski wyreżyserował w Teatrze Osterwy sztukę „Odprawa posłów greckich”, która zainaugurowała w Gorzowie obchody 250 lat Teatru Publicznego w Polsce. B. Wyszomirski jest absolwentem Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST, laureatem wielu nagród teatralnych.

- Słyszałam, że jest Pan gorzowianinem.
- Urodziłem się w Gorzowie, ale mieszkałem tu tylko przez rok. Moi rodzice postanowili wrócić do Warszawy.

- Czyli jednak z Gorzowem ma Pan niewiele wspólnego.
- No tak. Dopiero ostatni miesiąc uczyłem się tego miasta. Znaczy byłem tutaj też dwa lata temu, kiedy rozmawiałem z dyr. Tomaszewiczem, ale nie mogę powiedzieć, żebym znał miasto, bo uczę się dopiero kilku miejsc. Biegam sobie tutaj nad Wartą i poznaję okolice.

- I jak wrażenia?
- Mnie się bardzo podoba. Nie wiem na ile to wychodzi z sentymentu, bo przecież człowiek jest świadomy, że jest to miasto w którym przyszedł na świat. Ten szpital jest już nawet nieczynny. Ale specjalnie byłem go obejrzeć.

- Reżyser z Warszawy przyjeżdża do Gorzowa i to właśnie tutaj podejmuje się realizacji swojej sztuki. Wiemy już, że to nie korzenie, ani pochodzenie sprawiły, że znalazł się Pan akurat w Teatrze Osterwy. Zatem co?
- Pracowałem w Teatrze Polskim w Szczecinie, robiłem tam przedstawienie. A że jest to blisko, to postanowiłem złożyć wizytę dyr. Tomaszewiczowi i już na pierwszej wizycie wyczuliśmy, że coś z tego będzie i tak doszło dwa lata później do realizacji „Odprawy posłów greckich”. Zaproponowałem trzy różne sztuki, ale naciskałem na realizację właśnie tej. No i tak się stało, że byłem w wielu miejscach, ale sztukę, która w mojej głowie ewoluowała już od dawna, miałem okazję wystawić właśnie w Gorzowie. W mieście, w którym się urodziłem.

- Czym różni się akurat ta „Odprawa posłów greckich” od innych jej adaptacji?
- To jest forma teatralna na wskroś nowoczesna. Nie jestem przekonany co do wystawiania klasyki w jej „koturnowej” formie. Jeżeli coś jest klasyczne, to znaczy że przetrwało próbę czasu. Jeżeli przetrwało próbę czasu, to znaczy , że odpowiada też na pytania stawiane dzisiaj. Tu i teraz. Więc musi mieć taką budowę, żeby dla widza było czytelne gdzie się to dzieje i kim są ludzie, którzy biorą w tym udział. Co ich trapi. A że jest to historia o wielkiej polityce i o wojnie tak naprawdę no to, jest to historia, która ma w sobie bardzo duże napięcie. A więc trzeba było znaleźć jakieś słowo, jakiś czasownik, który będzie można przyłożyć do tekstu Kochanowskiego i on uruchomi lawinę różnych wydarzeń. I tym słowem najwłaściwszym dla mnie było słowo „czekać”.

- W jaki sposób czekanie odnosi się do dramatu Kochanowskiego?
- Ludzie, którzy są poddani presji czekania na wynik debaty politycznej jak na wynik wyroku. Bo wynik tej debaty będzie oznaczał albo triumf i załagodzenie wszystkiego, albo klęskę, która skończy się rzezią, gdzie zginą praktycznie wszyscy.

- Czyli uważa Pan, że teraz wszyscy też żyjemy pod presją politycznych potyczek i czekamy na zwycięstwo lub też porażkę? I że to właśnie te dwa uczucia determinują nasze życie i spojrzenie na świat?
- Po pierwsze człowiek jest taki sam od kiedy się ucywilizował. I od kiedy wymyślił sobie cywilizację, a przy okazji wojnę, to polityka, brudna polityka i korupcja są wartościami stałymi, które generują liczne napięcia. To czekanie jest stresogenne dla bohaterów i wyzwala w nich skrajne emocje i odsłaniają się trochę pokazując swoje wnętrze i mechanizm, który tym wszystkim rządzi. To zapowiedź klęski. I oczywiście wiadomo, że ta klęska nadejdzie. Dlatego cała akcja rozgrywa się dosłownie przy samym słupku granicznym w lesie. Człowiek też sobie wymyślił to jako słupek pomalowany w szachownicę. I wiadomo, że tam są oni, a tutaj jesteśmy my. Słupek można złamać, przez płot przeskoczyć i już się zaczyna konflikt. Granica symbolizuje bardzo wiele rzeczy.

- Nie jest to sztuka adresowana do uczniów?
Do licealistów może już tak, ale nie do osób młodszych. Kiedyś było to lekturą szkolną, ale teraz już nie jest. Zresztą może to i lepiej... Nie jest to sztuka dla dzieci, bo jest to zbyt brutalnie przedstawione.

- Nad sztuką pracowaliście przez pięć tygodni. Jak ocenia Pan współpracę a gorzowskimi aktorami?
- Ja jestem zachwycony.

- Współpracował Pan też z aktorami z pierwszych stron gazet. A tutaj jednak przyjechał Pan na prowincję. Nie odczuł Pan żadnej różnicy?
- Aktorzy są wszędzie tacy sami. To jest jednak ta sama rodzina i myślę, że to czy ktoś gra tam czy tu, w momencie kiedy jest robione przedstawienie to wszędzie ta praca i ten aktor jest bardzo podobny. Natomiast tutaj, w tych ludziach odnalazłem jedną bardzo ważną rzecz. Podjęli się współpracy ze mną. Postanowili zrobić spektakl w bardzo krótkim terminie co znaczy o tym, że mają w sobie wolę walki. I cały czas pokazywali, że mają bardzo dużą determinację, żeby to robić. Dodam też, że mamy tak skonstruowane przedstawienie, że wszyscy są cały czas na scenie. Jak już są pod tą granicą to nie ma wyjścia.

- Aktorzy wnieśli jakieś swoje poprawki?
Wnieśli siebie przede wszystkim. I starałem się doprowadzić do tego, żeby jak najwięcej inwencji wyszło właśnie od nich. Nie chciałem im narzucać konwencji grania. Powiedziałem im, że skoro tworzymy coś na kształt scenicznego kolażu, to możemy pozwolić sobie na kilka odstępstw od formy. Mamy bardzo różnorodną estetykę. Jedna sekwencja ma wręcz parakabaretowe zacięcie, a inna już parakonferansjerskie. Oczywiście dbamy też o to, żeby było to wizualnie atrakcyjne widowisko.

- W jaki sposób obsadził Pan role? W końcu nie zna Pan gorzowskich aktorów. Zorganizowany był jakiś wewnętrzny casting?
- To jest tak, że najpierw staram się obejrzeć przedstawienia, w których aktorzy występowali. Tym razem zobaczyłem spektakl „Nieobecny” i „Ony”. Poza tym Jana Mierzyńskiego poznałem gdy jeszcze uczył się w studium aktorskim w Olsztynie. Michała Anioła też poznałem wcześniej przez żonę, a o Marzenie Wieczorek usłyszałem kiedyś tak, jak zresztą cała Polska. Więc ten skład też świadczył o tym, że szczęście mi sprzyja. Bo to ogromne szczęście trafić na właściwych ludzi na swojej drodze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto