Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus zaatakował 9-latkę, gdy miała przeszczep szpiku. I dziewczynka go pokonała! To może być pierwszy przypadek na świecie

Zbigniew Borek
Doktor Tomasz Jarmoliński z Międzyrzecza i dziewięcioletnia Hania, wyleczona już pacjentka z Łodzi
Doktor Tomasz Jarmoliński z Międzyrzecza i dziewięcioletnia Hania, wyleczona już pacjentka z Łodzi archiwum prywatne
Dziewięcioletnia Hania przeszła przeszczep szpiku i jednoczesne zakażenie koronawirusem. - To historia dramatyczna, bo choroba Covid-19 zdarzyła się w okresie transplantacyjnym, gdy pacjent jest całkowicie pozbawiony odporności - mówi dr med. Tomasz Jarmoliński, lekarz z Międzyrzecza. Medyczny opis „przypadku Hani” może być pierwszym takim na świecie. Przeszczep się udał, a koronawirus odpuścił. Dziewczynka jest zdrowa!

Doktor Jarmoliński od początku był lekarzem Hani, później należał do zespołu, który zajmował się przeszczepem i jednoczesnym leczeniem z Covid-19. - Wyleczenie Hani było możliwe z jednej strony dzięki znakomitej organizacji szpitala i mądrym ludziom odpowiedzialnym za planowanie i koordynację opieki medycznej, z drugiej - dzięki heroicznemu zaangażowaniu mamy dziewczynki, która spędziła z nią trzy tygodnie w pełnej izolacji - podkreśla międzyrzecki lekarz.

U Hani po przeszczepie szpiku odkryto koronawirusa. Zapytała swoją mamę, czy teraz umrze...

Dwa lata temu u Hani wykryto ostrą białaczkę limfoblastyczną. - Kiedy po długiej i ciężkiej terapii wydawało nam się, że jest już zdrowa, we wrześniu zeszłego roku nastąpił nawrót choroby. Lekarze nie pozostawili już wtedy wątpliwości, że uratuje ją tylko przeszczep szpiku - opowiada „Gazecie Lubuskiej” Joanna Tyczkowska, mama dziewczynki.

Hania mieszka z mamą w Łodzi, jej leczenie odbywało się najpierw w tym mieście, ale przeszczep zaplanowano w Przylądku Nadziei - Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersytet Medycznego we Wrocławiu.

- Przełom lutego i marca Hania spędziła na tzw. leczeniu pomostowym. Gdy 15 marca stawiliśmy się we Wrocławiu, Przylądek Nadziei był już jak twierdza, bo trwała epidemia - opowiada pani Joanna. W szczegółowej ankiecie przyznała, że ma kaszel po przebytej infekcji. Klinika dmuchała na zimne, dlatego mama Hani została odesłana na domową kwarantannę (okazało się, że ani przed, ani po zakażeniu Hani jej mama koronawirusa nie miała), a z dziewczynką w szpitalu została babcia.

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia

- Hania była przyjęta na oddział w zwykłym trybie, gdy pandemia się dopiero w Polsce zaczynała. Jeszcze nikt nie wykonywał wtedy w Polsce testów u pacjentów, którzy nie mieli istotnych objawów zarażenia koronawirusem - mówi prof. dr hab. Krzysztof Kałwak, szef zespołu transplantacyjnego z Przylądka Nadziei. - Nasza mała pacjentka przeszła radioterapię (napromienianie całego ciała), chemioterapię i przeszczepiono jej komórki z krwi obwodowej od dawcy niespokrewnionego. W szóstej dobie po tym zabiegu zagorączkowała. Pojawił się kaszel, a także duszność, wykonaliśmy więc badanie PCR w kierunku Covid-19. Wynik okazał się dodatni.

Gdy Hania usłyszała, że ma koronawirusa, zapytała mamę, czy umrze...

Dziewczynka z koronawirusem nie miała przecież żadnej odporności
- Słyszała w telewizji, że ludzie na koronawirusa umierają. To był ogromny szok, przerażenie. Już wtedy ciągle się słyszało, ile osób umarło… Umierali ludzie, którzy mieli jakąś odporność, a przecież Hania wtedy nie miała jeszcze jej wcale - wspomina jej mama. I dodaje: - Bałam się, że wirus ją po prostu zmiecie.

Mama dziewczynki bała się także o inne dzieci na oddziale - że Hania mogła je zarazić...

- Musieliśmy całkowicie przeorganizować oddział, a także przebadać dziesiątki pacjentów, jak również personel medyczny i pomocniczy. Mieliśmy sporo szczęścia, bo w tzw. międzyczasie okazało się, że zarażone wirusem były „tylko” dwie pielęgniarki i dwie lekarki - mówi prof. Kałwak.

Dr Jarmoliński: - Przez dwa tygodnie prowadziłem Hanię, nie wiedząc, że może być zarażona koronawirusem. To, że się nie zaraziłem, zawdzięczam wyśrubowanym standardom epidemicznym na oddziale transplantologii wrocławskiej kliniki.

Joanna Tyczkowska: - W tym całym strachu docierało do mnie to, że nikt nie wie, jak Hania zareaguje na terapię, bo nie ma takiego drugiego przypadku na świecie, a w każdym razie nikt go w fachowej prasie medycznej nie opisał. Lekarze mogli więc robić, co w ich mocy, i liczyć, że moja Hania przetrwa.

W okresie transplantacji Hania nie mogła oczywiście iść na oddział zakaźny, dlatego oddział zakaźny… przyszedł do niej. Tak dokładniej to część oddziału transplantacji została wyodrębniona na całkowicie wyizolowany „odcinek zakaźny” .
Kostiumy barierowe, śluza, maski i przyłbice

Koronawirus w Przylądku nadziei

- Ze specjalną śluzą, własnym personelem i wszelkimi rygorami sanitarnymi. Zanim weszliśmy do małej pacjentki, musieliśmy się przebierać w kostiumy barierowe, maski, przyłbice - wylicza dr Jarmoliński. - To dlatego też tak bardzo istotna była postawa mamy.
Wejścia do Hani odbywały się tylko wtedy, gdy były nieodzowne. Cały ten czas dziewczynka spędziła ze swoją mamą. Personel kontaktował się z nimi przez telefon, internet, Skype.

- Z jednej strony ważne były możliwości medyczne, zastosowanie leków, które miały pewną skuteczność w zwalczaniu innych infekcji, stała aktualizacja wiedzy ogromnego zespołu nie tylko specjalistów od transplantacji, ale też zakaźników i specjalistów innych dziedzin. To zupełnie niesamowita historia, wielkie zawodowe wyzwanie: jak poprowadzić pacjentkę z tak poważnymi równoległymi schorzeniami. Do sukcesu przyczyniła się gra całego zespołu, bo wielu mądrych ludzi pracowało i nad strategią, i logistyką procesu leczenia. Z drugiej strony mieliśmy do czynienia z niesamowicie trudną sytuacją psychologiczną dziecka. Dochodzące ze świata obrazy rzędów trumien czy chorych umierających pod respiratorami były już wtedy w mediach powszechne, a dziewięcioletnie dziecko nie potrafi racjonalizować sytuacji tak jak dorosły. Mama Hani znakomicie wytrzymała ogromną presję i całą tę trudną sytuację. I to nam wszystkim razem się udało wyleczyć Hanię! -mówi dr Jarmoliński.

Dr Jarmoliński o czasie pandemii:Personel medyczny wyszedł na spotkanie niewidzialnego wroga bez sprzętu ochrony osobistej – to tak jakby żołnierzy wysłać w bój w gaciach i bez karabinów:
Koronawirus w Lubuskiem: zielona wyspa bierze sprawy we własne ręce. Czytaj w cyklu: Ja, Ty, Pani i Pan(demia)

Lekarze opisali „przypadek Hani” - dr Jarmoliński jest tzw. pierwszym autorem, ale to praca zespołowa - w artykule do prasy branżowej, który przechodzi obecnie recenzje w Stanach Zjednoczonych. Może się to okazać pierwszym takim opisem na świecie! - Podejrzewam, że podobne przypadki już się zdarzyły, zapewne we Włoszech, ale być może nikt ich jeszcze nie opisał, bo w związku z pandemią zbyt dużo się dzieje i wielu rzeczy wciąż nie wiemy - zastrzega prof. Kałwak.

Na Facebooku pochwalił się zdjęciem z Hanią. Napisał tak: „Nasza słodka mała pacjentka odnowiona po przeszczepie i na dodatek już po dwóch ujemnych badaniach w kierunku SARS-CoV2!”. - Po tygodniu równoległego leczenia dziecko odnowiło się po transplantacji, a dwukrotne testy w kierunku Covid-19 były już ujemne. W kolejnym tygodniu test na obecność koronawirusa znów był ujemny i Hania szybko wyszła do domu. Stan jej zdrowia jest bardzo dobry - powiedział wczoraj „GL”.

Jak widzę, że Hania się bawi, ma ogromny apetyt i tysiąc pomysłów na minutę, powoli się uspokajam. Wcale nie wygląda na dziecko, które przeszło dopiero przeszczep i zakażenie koronawirusem! - mówi mama dziewczynki

Dziś kolejne badania we wrocławskim Przylądku Nadziei

Dziś Joanna Tyczkowska przyjeżdża z Hanią do Wrocławia na kolejne badania. Przyznaje, że odczuła wielką ulgę, gdy okazało się, że Hania jest zdrowa. - Muszę się nauczyć tym cieszyć tak pełnią szczęścia. Życie nauczyło mnie niestety podejrzliwości, bo Hania już miała nawroty białaczki, ale jak widzę, że Hania się bawi, ma ogromny apetyt i tysiąc pomysłów na minutę, powoli się uspokajam. Wcale nie wygląda na dziecko, które przeszło dopiero przeszczep i zakażenie koronawirusem! - mówi nam mama dziewczynki.

I dodaje: - Bardzo, bardzo bym chciała podziękować lekarzom prowadzącym, doktorowi Tomaszowi Jarmolińskiemu, pani doktor Monice Rosie, ale też świetnym profesorom Kałwakowi i Ussowiczowi, doktorowi Olejnikowi… Nie jestem w stanie wymienić wszystkich wspaniałych ludzi, którzy pomogli Hani. A panie pielęgniarki?! Dały nam ogrom wsparcia w tych najcięższych chwilach, po nich nie było widać strachu! No i rewelacyjne panie salowe… A może niech pan napisze, że dziękujemy z Hanią całemu wspaniałemu zespołowi, żeby nikogo nie pominąć?

Inna Polska. Marzec 2020. Tak koronawirus zmienił Lubuskie:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto