Przypomnijmy: z powodu obaw o zakażenie coronavirusem w Międzyrzeczu na dwa dni zamknięto przedszkole oraz poddano domowej kwarantannie cały skład komendy straży pożarnej. Stało się tak, bo u jednej z miejscowych rodzin podejrzewano zakażenie. Ojciec rodziny jest strażakiem, z kolei jego małe dzieci chodzą do jednej z placówek na terenie miasta. I dlatego podjęto takie środki ostrożności.
Na szczęście badania wykonane na zlecenie zielonogórskiego szpitala, gdzie rodzina natychmiast trafiła, wykluczyły coronavirusa. I Międzyrzecz mógł odetchnąć z ulgą (a strażacy wrócili do jednostki, dzieci do przedszkola).
Dwie ważne rzeczy
Po tych wydarzeniach napisał do nas Czytelnik z Międzyrzecza (na jego prośbę zachowujemy dane do wiadomości redakcji). Zaznaczył, że cieszy się, iż międzyrzecka rodzina mogła wrócić do domu, jednak zaskoczyła go reakcja niektórych mieszkańców. – Wiele osób naprawdę panikowało i panikuje. Tymczasem w takich sytuacjach ważne są dwie rzeczy: zachowanie spokoju i stosowanie się do wytycznych władz lokalnych i służb epidemiologicznych. Nawet jeśli wydają się nam na wyrost – dodał.
A właśnie tak – jako działanie na wyrost – niektórzy Czytelnicy odebrali poodwoływane imprezy w Skwierzynie czy ograniczenia w dostępie do placówek edukacyjnych, jakie wprowadzono w Trzcielu.
Bywało dużo gorzej
Czytelnik przypomniał też, że w przeszłości międzyrzeczanie i mieszkańcy tej części regionu radzili sobie już ze straszniejszymi epidemiami. – Jak choćby z cholerą w XIX wieku. To było straszne. Z perspektywy czasu wiemy, że dużo gorsze i bardziej niebezpieczne od coronavirusa – napisał międzyrzeczanin.
To prawda. Jak wynika z danych historycznych, tylko w Skwierzynie epidemia cholery w 1831 r. pochłonęła 128 ofiar. „Środkami bezpieczeństwa było zamknięcie wszystkich sklepów, a towary wydawano przez małe klapki w drzwiach, pieniądze zaś trzymano w miskach z octem” – czytamy w kalendarium miasta na stronie wikipedia.pl.
Jeszcze straszniejsze żniwo zebrała cholera w Międzyrzeczu. Ofiar były setki! Czasami umierało po 20 osób dziennie. Napisał o tym Waldemar Dramowicz w tekście „Życie i twórczość Zygmunta Węclewskiego (1824–1887)” w Nadwarciańskim Roczniku Historyczno-Archiwalnym nr 18 z 2011 r.
W tekście W. Dramowicza czytamy: ”W 1831 r. nawiedziła Międzyrzecz epidemia cholery. Przywlekli ją żołnierze rosyjscy, którzy po zakończeniu wojny z Turcją ruszyli na ziemie polskie i stłumili powstanie listopadowe. Z ziem zaboru rosyjskiego epidemia dotarła przez Wielkopolskę do Międzyrzecza. W tym czasie lekarze chodzili ubrani w długie płócienne nawoskowane płaszcze z kapturami oraz z otworami na oczy i usta. Leczono cholerę, okadzając chorych octem i siarką oraz podając do picia „krople palące wnętrzności”. Zaraza trwała 2 miesiące. Prawie codziennie ktoś umierał. Nieraz umierało i po 20 osób dziennie. W sumie zmarło ponad 300 osób w liczącym wtedy 4200 mieszkańców Międzyrzeczu. Zmarłych na cholerę grabarze wozili wózkami na cmentarz, gdzie ich ciała wrzucano do głębokich dołów i polewano gaszonym wapnem. W tych pogrzebach ani krewni, ani duchowni nie brali udziału z obawy przed zarażeniem, a grabarze stosowali oryginalne metody dezynfekcji, wypijając duże porcje gorzałki. Dla osób chorych niektórzy sąsiedzi podawali pożywienie przez okna na łopatach o długich trzonkach”.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?